Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2025

Oni znowu to zrobili

Drugi, pozbawiony tytułu album amerykańskiej formacji The Cosmic Tones Research Trio [2025] nie podnosi poprzeczki, a raczej poszerza horyzont. Płyta zawłaszcza uwagę słuchacza niczym rytuał: z cierpliwością, namysłem i klarowną intencją. Zespół z Portland – Roman Norfleet, Harlan Silverman i Kennedy Verrett zagłębiają się w pejzaże dźwiękowe, które od początku definiowały ich wymykające się klasyfikacjom podejście. Jednak tym razem instrumentalna mapa płyty wydaje się bardziej konturowa, choć niezmiennie prowadzi w rejony, gdzie muzyka dotyka tego, co mistyczne i niewypowiedziane. Brzmieniowy rdzeń ośmiu premierowych utworów opiera się na nieoczywistym, lecz trafnie zbalansowanym zestawie instrumentów: wiolonczeli, saksofonie altowym, fortepianie, fletach, perkusjonaliach oraz eklektycznej palecie faktur. Każdy z tych elementów pełni rolę solisty, jak i medium wspólnotowego oddechu. Wiolonczela rysuje linię horyzontu – wyrazistą, organiczną, gęstą. Saksofon rozświetla przestrzeń fraza...

Iconoclasts

Jak na siódmą płytę w dyskografii, Iconoclasts [2025] to tytuł odważny, ale również przewrotny. Zamiast adoptować cudze figury stylistyczne, szwedzka piosenkarka i kompozytorka Anna von Hausswolff postanowiła rozkruszyć własny, ikoniczny piedestał: odsyła na drugi plan monumentalną architekturę organowych katedr, by wydobyć z mroku bardziej klasyczną, piosenkową tkankę. Po dekadzie konsekwentnie wykuwanej legendy szwedzka artystka wraca do bardziej tradycyjnych form domagających się melodii, zwrotek, refrenów, zrozumiałych konturów emocji odzwierciedlonych nagraniem promującym Stardust . Ten gest nie jest kapitulacją, lecz świadomą, precyzyjnie zaplanowaną reorientacją polegającą na demontażu własnej pozy; na odwadze, by pozwolić, żeby zza dźwiękowej fasady przemówił żywy człowiek. Von Hausswolff nie porzuca jednak tego, co w jej języku zawsze było wyjątkowe. Potężne, kościelne organy wciąż pozostają fundamentem. Gotycka groza instrumentu wraca choćby w utworze  An Ocean Time , ...

Gdy cisza, czas i miejsce stają się instrumentami

Odepchnijmy łajbę od pomostu i popłyńmy w mgłę, zobaczymy, co znajdziemy – ta myśl, którą Joe Henry wysłał do Mike’a Reida  działa tu jak hasło założycielskie. I rzeczywiście  Mike Reid & Joe Henry – Life & Time [2025] jest albumem ufności w ciszę, słowo i głos drugiego człowieka. To płyta dwóch odmiennych życiorysów, które niespodziewanie odnajdują wspólny azymut: Reid – niegdyś zapalczywy sportowiec, później natchniony artysta Nashville z tuzinem przebojów numerów jeden, oraz Henry – literacki włóczęga szukający natchnienia na rubieżach muzyki folkowej. Ich przypadkowe spotkanie mogło się skończyć dżentelmeńską wymianą uprzejmości. Zamiast tego przynosi album, który wybiera drogę najtrudniejszą: cichych szeptów i milczących niedopowiedzeń.  Henry trzyma produkcję w ryzach, pamiętając, że zbyt wiele znaczy nic. Tych dwanaście utworów płynie wolno jak dostojna rzeka. Kotwicą jest ciepły, spatynowany wiekiem baryton Reida, a całość opiera się na fortepianowych...