Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2025

Książę londyńskich półszeptów

Allbarone [2025] to płyta, która wchodzi do głowy jak nocny pociąg: z rytmicznym stukotem, ze światłami odbijającymi się w szybie, z poczuciem, że zaraz wydarzy się coś obiecującego i brzydkiego jednocześnie. Baxter Dury – książę londyńskich półszeptów i mistrz cynicznego uśmiechu, tym razem nie tylko opowiada o dekadencji; on ją laminuje, poleruje i wystawia w gablocie. W duecie z Paulem Epworthem architektem brzmień wielkich jak hangary, Dury konstruuje album, który przypomina satyrą na złudny blask wielkomiejskich miejscówek. Jest ich perfekcyjną imitacją. Słuchasz i myślisz, że to niedorzeczne. Słuchasz kolejny raz i zaczynasz rozumieć wystarczająco dużo. Tytuł zrodzony z nieporadnej, ale jakże znaczącej gry słów "All Bar One" jest kluczem do tej płyty. To toast wzniesiony w łańcuchu ulubionych pubów aspirującej klasy średniej; kolesi w przyciasnych polo i dziewcząt w odważnych kreacjach odsłaniających zbyt wiele, a wszyscy z mozaiką poglądów przefiltrowanych przez Ins...

Anatomia światła i cienia

Nowy album brytyjskiej formacji Suede trafia na rynek w momencie, gdy zespół cieszy się największym uznaniem od czasów swojej świetności w latach 90. Po intensywnym, surowym w brzmieniu Autofiction [2022], nowe wydawnictwo zespołu Antidepressants [2025] potwierdza, że grupa wciąż potrafi nie tylko utrzymać wysoki poziom artystyczny, ale również na nowo definiować brzmienie, nie tracąc przy tym własnej tożsamości. To album pełen kontrastów: z jednej strony ciemny, niepokojący i przesycony tematyką przemijania; z drugiej zaskakująco żywiołowy, a momentami wręcz wzruszający. To właśnie to wzajemne przenikanie światła i cienia czyni Antidepressants dziełem, w którym pesymizm i melancholia nie prowadzą do przygnębienia, ale stają się siłą napędową zespołowej odnowy. Już od pierwszych sekund Disintegrate – utworu otwierającego płytę wiadomo, że Suede wkroczyli na nowy teren. Utwór uderza mocą, surowością i niemal gotyckim klimatem, przywodząc na myśl The Cure, ale bez ich lodowatego dys...

Lewitując nad ziemskimi nieszczęściami

Dziesiąty album studyjny Marissy Nadler przynosi muzykę w pełni autorską: samodzielnie wyprodukowaną, pewną własnego języka, bardziej oszczędną, a jednocześnie gęstą od znaczeń. Marissa Nadler – New Radiations [2025] nie tylko rejestruje ducha współczesnych nam czasów, ale niczym kino Davida Lyncha – odsłania mrok, który czai się tuż pod powierzchnią codziennego życia. Przypomina podmuch wiatru, który czujesz, ale go nie widzisz. To płyta o ruchu fizycznym i psychicznym wyrażającym loty, podróże, ucieczki i transformacje, oraz o tym, jak ten nieustający bieg nadaje sens rozpadającym się relacjom. Zasadniczym motywem New Radiations jest latanie widziane jako gest wyzwolenia, metoda na uzyskanie szerokiej perspektywy, ale też metafora samotności. Nadler splata fakty biograficzne pionierów lotnictwa Geraldine Mock, Walentyny Tierieszkowej, Roberta Goddarda z tekstami o rozstaniu i pamięci. Jej pisanie unika dosłowności – bardziej przypomina zbiór luźnych opowiadań. Emocje są tu re...

Labirynt emocji i nadmiaru

Cass McCombs jest przykładem twórcy, którego muzyka od dwóch dekad z powodzeniem rozwija się z dala od głównego nurtu. Kalifornijski gitarzysta i tekściarz doskonali swój warsztat nasycony wietrznym folkiem, stylem Americana oraz elementami rockowej psychodelii, czego konsekwencją jest jedna z najciekawszych, a zarazem najbardziej niejednoznacznych dyskografii współczesnej muzyki zachodniego wybrzeża. Każdy album artysty podchodzi inaczej do łączenia różnych stylistyk, ale nowa płyta Cass McCombs – Interior Live Oak [2025] rozwija je wszystkie naraz. W szesnastu krokach wręcz onieśmiela popisem sprawności artystycznej. Interior Live Oak zaczyna się od nieśpiesznego utworu Priestess przypominającego relikt wyjęty z połowy lat 70. Zwiewna linia wokalna nagrania unosi się nad instrumentalnym mostkiem, zdradzając pomysł artysty, który pozwala piosence rozwinąć dobroduszną formę w stylu Neila Younga. Zastrzyk energii przynosi kompozycja Peace opleciona popowym, gitarowym ornamentem uk...

Widmowe piosenki o dojrzewaniu i odpuszczaniu

Aby album kanadyjskiej ikony indie Maca DeMarco został zauważony, potrzeba jednej piosenki. Potem potrzeba jeszcze kilku, żeby wszystko stało się dziwne i trochę bardziej nieoczekiwane. Jak późne sierpniowe żniwa, tak Mac DeMarco na nowej płycie przynosi owoce najdojrzalsze, najsłodsze i najbardziej soczyste. Guitar [2025] napisany, nagrany i zmiksowany w całości jego własnymi rękami, staje się intymnym autoportretem artysty, który w połowie trzydziestki próbuje uchwycić puls codzienności: Myślę, że Guitar to najbliższe prawdy odbicie mojego życia, jakie potrafię przelać na papier – wyznaje. Od zawsze ujmował nas swoim żartem, prostotą i lekkością bycia. DeMarco nigdy nie udawał, że chce więcej, niż daje mu życie i może dlatego miliony widzą w nim bratnią duszę. Jego przeszłość mieni się historiami szalonymi, śmiesznymi i gorzkimi, splecionymi z muzyką, która uczyniła go jednym z najważniejszych bohaterów sceny indie. Nowe piosenki nie zrywają z tym dziedzictwem, ale teraz z gitar...

Czerwienie, róże i trochę fioletu

The Reds, Pinks & Purples to solowy projekt Glenna Donaldsona z San Francisco – długoletniego uczestnika sceny undergroundowej i byłego członka zespołów Skygreen Leopards oraz Art Museums. Od co najmniej dekady Donaldson jest niezwykle płodny twórczo. Wydał osiem płyt w sześć lat, a każda z nich po cichu doskonaliła brzmienie i warsztat artysty. The Past Is a Garden I Never Fed [2025] jest zbiorem utworów z ostatnich lat, które jak dotąd nie trafiły na fizyczny nośnik. Jednak bardzo trudno nazwać ten zestaw zbiorem odrzutów. Czternaście premierowych utworów zachowuje stylistyczną spójność i emocjonalną dojrzałość umożliwiającą lepszy wgląd w twórczy świat Donaldsona: prywatne chwile, społeczne napięcia i cichy ból związany z próbą znalezienia sensu w świecie, który zbyt często niczego już nie oferuje. Płyta nie brzmi jak przypadkowa składanka, lecz jak zwodniczo dobry album, który odkryliśmy przez przypadek.     The Past Is a Garden I Never Fed emanuje surowym uro...

Szczęśliwy pesymista

Utalentowany saksofonista Kasper Rietkerk jest nowym odkryciem na holenderskiej scenie jazzowej. Po obiecującym debiucie The Island [2024] artysta przeniósł się do Londynu, aby tam rozwijać swoje umiejętności i poznać nowych inspirujących muzyków. Jak się okazuje, była to decyzja w pełni uzasadniona. Drugi album Kasper Rietkerk – The Happy Worrier [2025] potwierdza drzemiący talent saksofonisty, stawiając go w gronie nowych najbardziej rokujących twórców europejskiego jazzu. Ubiegłoroczny debiut ujawnił niezwykły potencjał Rietkerka – zarówno na poziomie charakterystycznego brzmienia, jak i również wrażliwości kompozytorskiej. Już wtedy było jasne, że Holender potrafi samodzielnie pisać muzykę, która wykracza poza akademickie ramy. Teraz saksofonista idzie o krok dalej. The Happy Worrier przypomina misterny gobelin utkany z drobiazgowo rozpisanych nut, subtelnych melodii i pasterskiego klimatu całej płyty. Kaspera Rietkerka wspierają wybitni muzycy: Tom Herbert na kontrabasie, Joh...

Trudne czasy nigdy nie trwają wiecznie

Po trzech latach, kilku istotnych zmianach w składzie oraz subtelnym przedefiniowaniu muzycznego kierunku, drugi album londyńskiego kolektywu Kokoroko – Tuff Times Never Last [2025], bez wątpienia jest dziełem daleko wykraczającym poza popkulturowe standardy i podobnie jak Ezra Collective, wykazuje niezachwiane oddanie idei stylistycznych poszukiwań oraz wzmacniania i przekazywania zespołowej radości.  Na pierwszy odsłuch, Tuff Times Never Last wpisuje się w brytyjską tradycję muzyki soulowej – jego gładka estetyka i dopracowana produkcja przywodzą na myśl Loose Ends, Sade czy Incognito. Styl Kokoroko dotyka niezwykle płodnej sceny muzyki improwizowanej w Wielkiej Brytanii, ale założyciele zespołu – trębaczka Sheila Maurice-Grey i perkusista Onome Edgeworth otwarcie deklarują, że ich zainteresowania sięgają głębiej i czerpią inspiracje z zachodnioafrykańskich odmian funku i jazzu. To wszystko sprawia, że pod wypolerowaną powierzchnią nagrań kryje się muzyka pełna zaczepnych d...

Opowieść o sercu, które nie chciało zapomnieć

Monumentalny album Preacher’s Daughter [2022] i mroczna niespodzianka Perverts [2025] wydana w pierwszych dniach stycznia bieżącego roku, uczyniły z Ethel Cain jedną z najbardziej fascynujących postaci na scenie muzyki niezależnej ostatniej dekady. Trudno sobie wyobrazić, że kolejne wydawnictwo mogłoby przebić emocjonalną i narracyjną głębię dwóch poprzednich płyt – a jednak tak się stało.  Ethel Cain – Willoughby Tucker, I’ll Always Love You [2025] jest rozwinięciem jednego z wątków debiutu, którego centrum stanowiła postać Willoughby’ego Tuckera – wspominanego w Preacher’s Daughter jako chłopaka z liceum, który uosabiał wszystko, czego Ethel Cain pragnęła: bliskość, zrozumienie, nadzieję. Tam był zaledwie wspomnieniem, cichym symbolem utraconego potencjału. Tu staje się rzeczywisty – choć nadal rozmyty, niepewny, jakby wyjęty ze snu o niespełnionej miłości.  W przeciwieństwie do quasi-epickiej struktury debiutu nowy album nie próbuje opowiedzieć jednej, spójnej histori...

Na krawędzi cyfrowego obłędu

Debiutancki album The Sick Man of Europe [2025] nie jest kolejną porcją synthpopowych piosenek ani nostalgiczną podróżą do lat 80 – to koncepcyjny manifest, który uderza w samo sedno współczesnego kryzysu egzystencjalnego. Zespół stawia słuchacza przed lustrem i zmusza do odpowiedzi na szereg niewygodnych pytań, które większość ludzi wolałaby ignorować: jak nie zatracić siebie w kulturze cyfrowej? Czy w świecie zdominowanym przez algorytmy wciąż możemy mówić o autentycznej podmiotowości? Czy istnieją granice cyfrowego zniewolenia? Utwór Obsolete ustanawia ton całej płyty. Narrator czuje się zbędny, odstawiony na boczny tor przez bezlitosne tempo współczesnego świata. Wers: przenieś mnie na emeryturę , brzmi jak prośba o uwolnienie od rzeczywistości. Potem padają korporacyjne slogany, które wdzierają się do świadomości tak głęboko, że zaczynają brzmieć jak jedyna prawda. To przejmujący obraz osaczonego człowieka pochłoniętego przez miejsce pracy, który już nawet nie próbuje się buntow...

Usługi turystyczne bliskie śmierci

To, co dzieje się na płycie amerykańskiej hardcore’owej formacji Deadguy – zdaje się być czymś więcej niż tylko powrotem po trzydziestu latach milczenia. To nie nostalgiczny reunion, ani próba odcięcia kuponów od kultowego statusu. To brutalna kontynuacja zakreślająca szeroki łuk, od podziemnego chaosu ich debiutu Fixation on a Co-Worker [1995] – do świata pogrążonego w kryzysie egzystencjalnym, społecznym i politycznym Near-Death Travel Services [2025], gdzie już nic nie ma sensu, a wszystko wokół osiąga temperaturę wrzenia. Gdy w połowie lat 90 zapaleni rockmani z New Jersey nagrali Fixation on a Co-Worker , świat ekstremalnych brzmień nie był jeszcze gotowy na tak wysoki poziom niepokoju, rozchwiania i szczerości. Zespół rozpadł się, zanim płyta zdążyła zatoczyć szersze kręgi. Ale jej wpływ – niczym radioaktywny opad, zainfekował całe pokolenia muzyków: od Converge po Dillinger Escape Plan.  I nagle, trzy dekady później, coś ich znowu połączyło. Deadguy wrócili, ale nie z s...

Umrzeć, by obudzić się ze snu

Najnowsze wydawnictwo  MF Tomlinsona – Die To Wake Up From A Dream [2025] jest dziełem o wyjątkowym rozmachu, które potwierdza status artysty jako jednej z najbardziej oryginalnych i niezależnych postaci współczesnej sceny artrockowej. Australijski trubadur osiadły w Londynie, konsekwentnie rozwija swoją dźwiękową tożsamość, a jego trzecia płyta stanowi zarówno kontynuację, jak i ewolucję wcześniejszych dokonań – chociażby chwalonego We Are Still Wild Horses [2023]. Jednak tym razem lekkość formy i free-jazzowa swoboda ustępują miejsca wewnętrznemu przebudzeniu, głębokiej introspekcji i sonicznej ekstrawagancji.  Die To Wake Up From A Dream  przepełniony jest poszukiwaniami – zarówno brzmieniowymi, jak i duchowymi. Tomlinson eksploruje głębiny własnej psychiki, kreując przestrzeń, w której sny, lęki, wspomnienia oraz społeczno-polityczne niepokoje mieszają się ze sobą w jednym surrealistycznym kontinuum. Tytuł płyty sugeruje próbę wyrwania się z ostatniej fazy drzemki, c...

To, co kiedyś było nasze na zawsze

W świecie ambientowych form bardzo łatwo zagubić się w tle lub popaść w stylistyczną powtarzalność. Jonny Nash – holenderski gitarzysta i kompozytor od lat zdaje się poruszać na osobnej orbicie – z dala od hałasu i wyśrubowanych oczekiwań. Jego najnowszy album Once Was Ours Forever [2025] wydany nakładem własnej wytwórni, nie stara się niczego udowadniać. Jest zbudowany ze światła rzeczy kiedyś bliskich. Nie dąży do efektu – zmierza ku prawdzie drobnych gestów. Działa jak schronienie lub cichy akt miłości. Nash nigdy nie wpisał się w dominującą narrację ambientu owładniętego zaawansowaną elektroniką. Począwszy od występu na Biennale Sztuki w Wenecji w 2017 roku, było jasne, że jego dźwiękowa wrażliwość przemawia innym językiem. Zamiast laboratoryjnej perfekcji i cyfrowego chłodu, muzyk instynktownie wybierał brzmienia rozmyte, analogowe, pełne znaczeń i powietrza, przez które przenika światło dawnych chwil. Once Was Ours Forever kontynuuje tę ścieżkę z niespotykaną konsekwencją. T...

O nie rywalizację tu chodzi

Sam Fender od samego początku kariery zręcznie balansował między przenikliwym komentarzem społecznym a intymną analizą osobistych przeżyć umocowanych w otaczającej go rzeczywistości. Przełomowy album uzdolnionego Brytyjczyka Seventeen Going Under [2021], o którym pisałem tutaj , przybrał głęboko introspektywny charakter, ukazując burzliwe życie nastolatka dokonującego wiwisekcji Geordie – angielskiego, zapadłego ekonomicznie miasteczka, z którego muzyk pochodzi. Zbiór jedenastu mocnych, realistycznych piosenek sygnalizował, że wschodzący artysta potrafi pisać teksty natychmiast zapadające w pamięć – boleśnie szczere, a jednocześnie muzycznie chwytliwe. Najnowsze wydawnictwo Sam Fender – People Watching [2025] zmierza w podobnym kierunku, dodając kolejne warstwy: jeszcze bardziej dojrzałe, bardziej osobiste i wysmakowane muzycznie.  Już sam utwór tytułowy People Watching stał się klasykiem w dniu premiery – zaraźliwie chwytliwy, taneczny, a jednocześnie przeszywająco smutny. To...

Dźwiękowe rytuały ciszy

Thor Harris stał się legendą dzięki swojej pracy jako multiinstrumentalista u boku takich artystów jak: Swans, Shearwater, Bill Callahan, Devendra Banhart czy Shahzad Ismaily. Krewki Amerykanin jest swego rodzaju człowiekiem renesansu – złotą rączką, mistrzem stolarki budowlanej, malarzem, rzeźbiarzem, specem od domowej hydrauliki, a także zdecydowanym orędownikiem zdrowia psychicznego, aktywnie działającym w mediach społecznościowych. Jego formacja Thor & Friends wyraża potrzebę oderwania się od rockowego dziedzictwa. Harris od samego początku założył, że nie będzie tu miejsca na bas, gitarę, perkusję czy popkulturowy hałas. Poszukując nowego języka muzycznego – cichego, organicznego, niemal rytualnego, skoncentrował się na marimbie podarowanej przez producenta Johna Congletona. To właśnie ten instrument stał się sercem projektu Thor & Friends – Heathen Spirituals [2025], nadając płycie skupioną jakość i uduchowiony puls.  Heathen Spirituals to trzy rozbudowane ko...

Wszechświat się tobą zaopiekuje

Od początku istnienia muzyka elektroniczna budziła pewien niedosyt. W pierwszych trzech dziesięcioleciach jej szybkiego rozwoju wydawało się, że dla twórców nie istnieją żadne granice. Po raz pierwszy w historii dźwięk był całkowicie wyzwolony z fizycznych ograniczeń, a muzyka mogła rodzić się bez stylistycznych obciążeń – wolna od kulturowego dziedzictwa. W początkowych latach pionierzy elektroniki komponowali osobliwe, surrealistyczne symfonie amorficznych dźwięków, które zdawały się czerpać więcej z chaosu Wielkiego Wybuchu niż z archaicznych obrzędów, czy wielowiekowych tradycji muzycznych. Rozczarowujące okazało się sprowadzenie tej obiecującej przestrzeni do zestawu przewidywalnych schematów. W ostatnich dwóch dekadach ta nieokiełznana wyobraźnia i bezkresne ambicje zauważalnie skarlały, w większości przypadków zmieniając się w powtarzalne, syntetyczne, popowe produkcje. Rzecz jasna, wiele z tej muzyki jest jakościowo znakomite – nawet rewolucyjne, jednak trudno nie odczuwać ...

Kiedy słowa zawodzą

Joshua Redman , jeden z najważniejszych współczesnych saksofonistów i kompozytorów jazzowych, przypomina o sobie drugim albumem Words Fall Short [2025] nagranym dla Blue Note w towarzystwie utalentowanego kwartetu, którego spontaniczna chemia i muzykalność zdają się wykraczać daleko poza ich młodzieńcze metryki. Album jest w pewnym sensie uzupełnieniem muzycznej idei, którą Redman zapoczątkował na Where Are We [2023], ale tym razem artysta kładzie większy nacisk na instrumentalny realizm podparty atmosferyczną narracją dźwiękową.  Wybór młodych, uzdolnionych jazzmanów okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Pianista Paul Cornish wnosi do brzmienia wyrafinowaną harmonię i świeżą innowacyjną wrażliwość, która pozwala mu prowadzić dialog z Redmanem jak równorzędny partner. Basista Philip Norris wyróżnia się wyczuciem rytmu i techniką godną największych weteranów sceny jazzowej – nieprzypadkowo Redman porównuje muzyka do Christiana McBride’a. Z kolei perkusista Nazir Ebo jest...

Tropem tunezyjskich rytmów

Północna Afryka zawsze szczyciła się bogactwem muzyki ludowej, a obszar Tunezji ze swoją muzyczną historią i kulturowym dziedzictwem szczególnie mocno wyróżniał się na tle pozostałych państw. W dzisiejszych czasach te wielowiekowe tradycje są kultywowane przez współczesnych, innowacyjnych artystów. Projekt pod nazwą  AMMAR 808 – Club Tounsi [2025] osiadłego w Danii tunezyjskiego twórcy i producenta Sofyanna Bena Youssefa eksploruje muzyczne dziedzictwo Tunezji z pasją, którą rzadko spotyka się w elektronicznej muzyce klubowej skierowanej na parkiet. Płyta jest rodzajem artystycznego manifestu – duchowym powrotem do źródeł widzianym przez pryzmat lokalnych tradycji: dud Mezoued, trzcinowego fletu Ney i pulsujących rytmów.  Album zderza ze sobą dwa pozornie nieprzystające światy: archaiczną muzykę ludową Tunezji oraz industrialne, futurystyczne brzmienia współczesnej elektroniki. Jednak zamiast konfrontacji otrzymujemy tu symbiozę – bogatą, emocjonalną, a zarazem bezkompromis...

Nigdy dość, czyli na przekór rockowej tradycji

Jest wiele różnych dźwięków, które można przekształcić w spójną całość i jest coś imponującego w tym, jak kreatywnie robi to Turnstile – amerykańska formacja rockowa z Baltimore. Turnstile przekraczają granice. Idą tam, gdzie żaden hardcorowy zespół nigdy nie odważył się pójść. Otwierając gatunek na nowe terytoria i nowych odbiorców, przy okazji skutecznie podnoszą ciśnienie zapiekłym rockowym purystom. Wydany po głośnym Glow On [2021], nowy album Turnstile – Never Enough [2025] otwiera przepastny worek pozornie sprzecznych patentów. Neonowy pop rock Light Design i tradycyjny hardcorowy Sole , mogą znajdować się na różnych krańcach spektrum stylistycznego, ale oba utwory łączą zabójcze melodie naprzemiennie wzmacniane potęgą zniekształconych riffów, wygładzonych przejść i zróżnicowanych linii wokalnych. Jeśli album ma problem, to nie jest nim brak pomysłów, a raczej okazjonalne poczucie, że muzyka Turnstile zbyt daleko oddala się od hardcorowego pierwowzoru i grozi jej utrata to...