Przejdź do głównej zawartości

Posty

Spokojne i bardzo cicho

  Szwedzki kompozytor, pianista i skrzypek David Wenngren  specjalizuje się w krótkich miniaturach. Jego utwory pojawiają się i równie szybko znikają. Przypominają małe, pierzaste obłoki przeganiane letnim zefirkiem. Muzyk zdaje się traktować swoją twórczość, jak ascetyczne wyzwanie. Jego solowe projekty nagrywane z grupą zmiennych współpracowników a wydawane pod nazwą Library Tapes , zbliżają się do progu, w którym skupiska dźwięków dotykają zalążków czegoś większego, ale nigdy nie idą o krok dalej. Utwory Wenngrena, nie są szczególnie napięte ani surowe. Wyrywają maksimum uczuć z każdego pomysłu, a kiedy melodia zostanie już w pełni ukształtowana – natychmiast gasną. Tytuł nowej płyty Library Tapes – The Quiet City [2020], w pełni odzwierciedla zamysł twórcy. Wenngren konstruuje wymienne trio, którego fundamentem jest fortepian, skrzypce oraz wiolonczela i za pomocą tonalnych ornamentów zręcznie wyplata muzyczne haiku. To wciąż są drobne szkice, motywy i fragment...

Przygnębiony, dokuczliwy romantyk

Jako kompozytor i tekściarz Matt Berninger dokonał czegoś trudniejszego, niż się wydaje – stworzył dla siebie odrębną muzyczną tożsamość, kształtując własny wizerunek zgodnie ze stylem zespołu, który uczynił go sławnym. Formacje rockowe takie jak The National  są demokratyczną syntezą wielu artystycznych perspektyw, ale to, co dodaje grupie charakteru, to wyrazista osobowość frontmana. Wokalista dopasował swój refleksyjny baryton do przewiewnych rockowych struktur swoich kolegów, bez poświęcania własnej czytelności jako jednostki w zespole. Na pierwszej, solowej płycie Matt Berninger – Serpentine Prison [2020] muzyk w pełni wykorzystuje te rozpoznawalne cechy. Meandrujący wokal, gadatliwe teksty pełne zgrabnych metafor, a nawet nienagannie skrojony garnitur oraz profesorski styl bycia zostały na swoim miejscu. Sempertine Prison  wydaje się być zaprzeczeniem ostatniej, w dużej części eksperymentalnej płyty The National. O ile atmosferę I Am Easy to Find [2019] oświetlały po...

Album ze szczerego złota

  Bill Callahan jest autorem przenikliwych tekstów, których magnetycznym nośnikiem jest głęboki baryton twórcy. Jego bohaterowie, to zblazowani mężczyźni w średnim wieku – ironiczni, znużeni, świadomi swoich ograniczeń i coraz bardziej z nimi pogodzeni. Na nowej płycie Gold Record  [2020], 54-letni Amerykanin rezygnuje z tematycznych powiązań i powtarzających się motywów charakterystycznych dla jego siedmiopłytowej dyskografii. Zamiast tego, wkracza w zdarte buty stworzonych przez siebie postaci, by rozpocząć serię okrojonych narracji wykręcających uniwersalne prawdy z coraz bardziej realistycznych punktów odniesienia. W kompozycji 35 muzyk intonuje: Nie widzę siebie w książkach, które czytam w tych dniach / Kiedyś widziałem siebie na każdej stronie . Gold Record  zawiera luźną kolekcję piosenek wydobytych z prywatnych zbiorów, ale też nową wersję utworu Let’s Move to the Country . Nagraniom towarzyszy dyskretna instrumentacja składająca się głównie z gitar, oddal...

Opór

Jeśli wierzyć maksymom przemysłu muzycznego, rock-metal, niemal w całości definiuje młode pokolenie twórców. Gdy zespoły i artyści dojrzewają, oczekuje się, że będą okupować łagodniejsze terytoria, szlifując dźwiękowe krawędzie gatunku. Wartościowa dyskografia i burzliwa historia Deftones , amerykańskiej kapeli z Sacramento zdaje się być wyjątkiem od reguły – nawet gdy poszczególni członkowie zespołu zbliżają się do pięćdziesiątki. Długowieczność Deftones, w dużej mierze wynika z ogromnie zróżnicowanej palety muzycznych wpływów, co znalazło odzwierciedlenie w kontrowersyjnym składzie wykonawców wybranych na ich własny festiwal Dia De Los Deftones . Nie jest też tajemnicą, że sympatycy grupy zawsze pochodzili z bardzo różnych środowisk. Zdolność zespołu do przyciągania tłumów pomogła im przetrwać próbę czasu i oprzeć się naporowi najnowszych trendów, takich jak: nu-metal, metalcore, czy djent. Jak każdy prawdziwie ponadczasowy zespół stopniowo ewoluował, zachowując bogactwo unikalnych c...

Dreszcze

  Tożsamość Jóna Þór Birgissona , islandzkiego artysty multidyscyplinarnego i frontmana Sigur Rós lepiej znanego jako Jónsi , już od początku kariery uwikłana była w specyficzną barwę jego głosu. Niezbyt wylewny, stroniący od mediów, posługujący się abstrakcyjnym językiem, nie ułatwiał sympatykom rozszyfrowania własnej osobowości. Ale jego niezwykły falset ujawniony w Svefn-g-Englar , utworze z drugiego albumu Sigur Rós –  Ágætis Byrjun [1999] zaoferował inny rodzaj prawdy, budząc całą paletę skrajnie różnych emocji: od zwątpienia i niepewności, do triumfalnego uczucia wewnętrznego spokoju – nawet jeśli wielu słuchaczy, nie mogło zrozumieć ani jednego słowa. Pierwszy album Jónsi – Go [2010], wyprodukowany we współpracy z kompozytorem Nico Muhly'm zakotwiczył jego solową twórczość w pogodnym, neoklasycznym otoczeniu. Dziesięć lat później, Islandczyk drugim albumem Shiver [2020] ustawia nowe pomysły w zupełnie innym kontekście. Jego muzyka wyraźnie ewoluuje. Shiver  jest ...

W ogrodzie Sacro Bosco

  Jak zawsze przy okazji premiery nowej płyty Anny von Hausswolff  intuicyjnie cofam się pamięcią do albumu Ceremony [2012], jednego z moich najbardziej zaskakujących odkryć, które szybko zamieniło się w fascynację twórczością szwedzkiej piosenkarki, kompozytorki i pasjonatki organów piszczałkowych. Ściśle gotycki charakter utworu Funeral For My Future Children , który pozwolę sobie na wstępie przywołać, na długo zapadł mi w pamięć z dwóch powodów – wielkiej siły rażenia, ale też fali krytyki wynikającej z niezrozumienia istoty niezwykłego lamentacyjnego tekstu, co natychmiast zakwalifikowało nagranie jako jedno z najbardziej nawiedzonych kompozycji mijającej dekady. Anna von Hausswolff :   W tym utworze nie piszę o śmierci. Piszę o życiu, a śmierć jest tylko jego częścią. Uważam, że śmierć to świetny sposób na rozpoczęcie historii i świetny sposób na jej zakończenie. Oczywiście śmierć to fascynujący moment, w którym wszystkie nasze wartości i polityczne ideały stają się ...

Piosenki nie z tego świata

  Nagła i bardzo spóźniona popularność muzyki Beverly Glenn-Copeland , amerykańskiej a na stałe osiadłej w Kanadzie artystki transpłciowej, przypomina biografię Sixto Rodrigueza , na którego talencie świat się poznał dzięki szczęśliwemu splotowi okoliczności, a przede wszystkim dzięki śledztwu upartego dziennikarza, który po latach artystę odnalazł, wyciągnął z biedy i na nowo przywrócił blask jego twórczości. Beverly Glenn-Copeland urodzony w umuzykalnionej rodzinie, od dzieciństwa studiowała klasyczny repertuar, przysłuchując się ojcu, jak codziennie ćwiczył na fortepianie. Później jako młoda osoba poszła śladami taty, ale po kilku latach koncertowania, nagle poczuła powołanie do wokalnej ekspresji i pisania utworów łączących różne gatunki muzyczne.  Po nagraniu kilku autorskich płyt Beverly Glenn-Copeland podjęła współpracę z innymi artystami, w tym z Bruce Cockburnem i co zaskakujące, przez dwie dekady była zaangażowana w kanadyjską wersję Ulicy Sezamkowej jako głos, aktor...

Kiedy jesienny poranek jest miłym zaskoczeniem

  Już nie śpisz? Być może jeszcze nie wiesz, że lato właśnie dobiegło końca. To niemal ironiczne, że nowy album Fleet Foxses – Shore [2020] zbudowany na nostalgicznej mgiełce letnich dni został wydany w dobie jesiennej równonocy. Shore  to płyta inna niż wszystkie. Jest pamiętnikiem wakacyjnej beztroski, ale też wyraźnym pożegnaniem z młodością – refleksyjnym spojrzeniem wstecz wyostrzonym covidową izolacją lidera zespołu, Robina Pecknolda .  Ta osobista introspektywna jakość jest zgodna z wcześniejszymi płytami Fleet Foxes, z wyjątkiem tego, że ma szerszy zakres i odpowiednio zmodyfikowane brzmienie wzmacniające przewiewną atmosferę nagrań. W żadnym razie nie powinno to zaburzyć wnikliwej analizy szczegółów projektu, ponieważ album jest starannie trzymany w ryzach przez doświadczonych muzyków zaprawionych w równoważeniu ambicji, dyscypliny i eksperymentalnych struktur.  Fleet Foxes częściowo porzucił swoje folkowe atrybuty, zamieniając kultową flanelę na...

Utwory wewnętrzne

Niewielu artystów jest tak wprawnych w łączeniu ciepła i chłodu muzyki elektronicznej, jak Kelly Lee Owens . Tym, co sprawia, że twórczość zdolnej Walijki jest tak charakterystyczna, to jej biegłość jako autorki tekstów i producenta. Jej drugi album Inner Song [2020] może pochwalić się różnorodnością stylów luźno rozwieszonych pomiędzy medytacyjnym popem a muzyką techno. Owens świetnie radzi sobie z takimi przeskokami – od przygnębiających do euforycznych, od cichych do głośnych. Jej piosenki często zaczynają się w jednym miejscu, a kończą w innym. Sposób, w jaki układa paletę dźwięków jest prosty, ale nie uproszczony. Te intuicyjne konstrukcje rozkoszując się szczegółami, umiejętnie łączą to, co fizyczne z tym, co emocjonalne. Potencjalne hity techno Night i Melt! , zestawiają eteryczny spokój głosu Owens z władczą obecnością pulsującej linii basu. Jednak w utworach, które skłaniają się ku bardziej konwencjonalnej strukturze, nieustannie potykamy się o eksperymentalne nisze. Nagrani...

Szamańskie zaklęcia

  Na bazie trzech rozległych i niezależnych od siebie płyt wydanych w latach 70: Lalibela [1973], King of Kings [1974], oraz Birth/Speed/Merging [1976], kolektyw  The Pyramids  –  Idrisa Ackamoora , zbudował coś w rodzaju legendy kojarzonej z nieziemskim brzmieniem dużych składów jazzowych, których pionierami byli Pharoah Sanders i Sun Ra. The Pyramids napędzany hipnotycznymi rytmami Mali, Etiopii i Nigerii, sięgając po coś bardziej nieuchwytnego, dotykał mentalnej obecności wykraczającej poza blues, poza jazz i tajemnicę własnego brzmienia, aby po pięciu latach nagle zakończyć działalność. Jednak przez kilka kolejnych dekad, chicagowski saksofonista nadal tworzył muzykę zawsze z jakąś kombinacją starych i nowych przyjaciół, aż w końcu 2016 roku głośnym albumem We Be All Africans , ostatecznie ugruntował status swojego zespołu, dołączając do nowej fali innowatorów jazzowych wschodniego wybrzeża US.  Nowa płyta Idris Ackamoor & The Pyramids – Shaman! [202...

Na plaży sugestywnych niespodzianek

Wyobraź sobie oddaloną wyspę z długą linią brzegu, prawie niezauważalnie rozdzielającą błękit nieba i oceanu. Idealną samotnię, miejsce partyzanckiego myślenia i wstecznej logiki toczących odwieczną wojnę ze strażnikami optymizmu. Dla Johna Rossitera – lidera formacji Young Jesus z Kalifornii od zawsze zaangażowanego w filozoficzny dyskurs o kondycji współczesnego świata i obserwacji, jak jego kraj pogrąża się w intelektualnym rozwidleniu, ta wirtualna wyspa stała się symbolem wolności – strefą osobistej autoterapii. W świecie ogarniętym postępującą wojną chorych ideologii, gdzie nawet bliski kontakt wywołuje reakcję strachu, trzeba dużej odwagi, żeby nie uciekać do wewnątrz i nie odcinać się od nowych połączeń. Ten szlachetnie angażujący wysiłek jest podstawowym budulcem czwartej płyty Young Jesus – Welcome to Conceptual Beach [2020]  Tytuł albumu nawiązuje do wczesnego pomysłu Johna Rossitera na mentalne wycofanie się do strefy komfortu zaspakajającej wszystkie potrzeby. Lider ...

Hiszpańskie piosenki o miłości

  Spokojnie. Spanish Love Songs , to tylko nazwa sympatycznej kapeli z Los Angeles. Z grubsza rzecz ujmując, ich nowa płyta Brave Faces Everyone [2020], wydaje się być próbą odpowiedzi na pytanie: a co by było, gdyby niepokój ekonomiczny był dźwiękiem? Wprawdzie, nie rozwiąże to egzystencjalnego horroru bycia dzisiaj żywym, ale może sprawi, że kilku słuchaczy poczuje się trochę lepiej. Spanish Love Songs zyskało szersze grono fanów dzięki pisaniu intensywnych, popowo-punkowych piosenek zgłębiających stany depresyjne współczesnego pokolenia. Schmaltz [2018], był batalią przeciwko własnemu zwątpieniu, które miotało się w psychicznej izolacji. Wszystkie wątpliwości, ale też oczyszczająca energia wypływająca z nowej płyty Brave Faces Everyone , tym razem koncentruje się na strachu. Z zaciśniętych ust Dylana Slocuma – gitarzysty i frontmana, wyskakują nurtujące chyba wszystkich tematy: dług na karcie kredytowej, walka z depresją, czy nieuchronny proces starzenia się. Pierwsze sukcesy...

Dla tych, którzy jeszcze potrafię słuchać

  Pod wieloma względami album The Microphones – Microphones in 2020 [2020] wydaje się być rezygnacją Phila Elvrum – amerykańskiego tekściarza, twórcy i producenta nie z muzyki czy elementów codziennej egzystencji, ale z pomysłu, że kiedykolwiek przybędzie – bo na tej płycie miejsce docelowe jest nieznane słuchaczowi i samemu artyście, ale o to właśnie chodzi. Wszystkie rzeczy pozostają w ciągłym ruchu. Życie rozwija się poprzez małe zmiany, które ledwo jesteśmy w stanie dostrzec, dopóki nie znajdziemy się w miejscu, w którym nigdy nie byliśmy. Dla Phila Elvrum lidera formacji Mount Eerie , chwilowy powrót do dawnej koncepcji działalności artystycznej pod nazwą The Microphones , jest formą uwolnienia serii połączonych ze sobą wspomnień. Muzyk do pewnego stopnia jest onieśmielony sposobem, w jaki nagina czas. Jedyne co może zrobić, aby nadać temu sens, to prześledzić swoje kroki poprzez żywą retrospekcję przeszłości. Moment, w którym wszystko się zaczyna lub kończy, dla Phila...

Pod powierzchnią naszej percepcji

  Wydaje się, że twórczość  Pontiac Streator została tak przemyślnie skonstruowana, żeby celowo dezorientować i gubić ślady. Muzyk, co jakiś czas przybywa bez żadnych wskazówek ułatwiających identyfikację. Zagadkowy Streator ma siedzibę w Filadelfii, ale jego wydawnictwa są koncepcyjnie oderwane od miasta. Nie portretują Filadelfii ani żadnego innego miejsca, niemniej jednak należą do ściśle określonego gatunku. Luźno zdefiniowany kolektyw zorientowany na współczesną elektronikę przemykając pomiędzy wieloma stylami, sugeruje, że ich mocne dźwięki pozbawione etykiet, lepiej buzują pod powierzchnią naszej percepcji. Ta nieuchwytna filozofia przekłada się na falującą dyskografię Pontiac Streator . Od ubiegłorocznego duetu z mistrzynią eksperymentalnej elektroniki Ullą Straus, do solowych projektów opublikowanych w bieżącym roku obejmujących noise, niespokojny ambient Micro Incubus [2020], czy bardziej amorficzny chill-out Select Works. Vol 1 [2020]. Wszystko to jest wyjątkowo ...

Tenderlonious w czterech odsłonach

Nie jest tajemnicą, że liczba jazzujących samouków w ciągu ostatniej dekady dramatycznie spadła. Trend się pogłębia, wraz z gwałtownym rozwojem elektroniki, która potrafi już bardzo wiele a prawdę mówiąc, potrafi już wszystko. Być może dlatego współczesne pokolenie wschodzących artystów, bardziej koncentruje się na umiejętnościach programistycznych, niż na obcowaniu z żywym instrumentem. Odnoszący sukcesy "analogowi" styliści z wcześniejszych epok, mogący nieformalnie studiować u boku doświadczonych muzyków, często są już melodią przeszłości. Londyńczyk, Ed " Tenderlonious " Cawthorne należy do tej garstki samouków, którzy przełamali ten trend. Jako nastolatek zafascynowany muzyką i zainspirowany okładkami płyt swoich idoli – Johna Coltrane’a i Yusefa Lateefa, kupił saksofon sopranowy i nauczył się na nim grać. Nieco później, poznał tajniki fletu. W 2020 roku Tenderlonious – już jako jeden z głównych animatorów szybko rozwijającej się sceny jazzowej, zapewnił plat...

Prawie tak samo a jednak inaczej

Pyramid [2020], to album różny od wszystkich, autorstwa zespołu nieporównywalnego z żadnym innym. Jaga Jazzist – formacja wielce zasłużona na norweskiej kultury, od niemalże trzech dekad podróżuje po muzycznym świecie i za każdym razem brzmi zaczepnie, elektrycznie, a zarazem organicznie, uwalniając pozytywne odczucia u wszystkich, którzy kochają muzykę pełną przygód. Zapewne wielu słuchaczy kierując się tylko nazwą – po części słusznie, umieściłoby grupę w jazzowym tyglu, ale z każdą płytą norweski oktet wydaje się być coraz bardziej oddalony od jazzowych struktur. Chociaż swobodę, jaką niosą w swoich kompozycjach, można powiązać  z jazzem. Brzmienie zespołu dodatkowo przemyca szereg zaskakujących niespodzianek stylistycznych, od postrocka i kosmicznej psychodelii, do współczesnej elektroniki i hip-hopu. Dziewiąty studyjny album Jaga Jazzist – Pyramid [2020] utrzymuje niezachwianą spójność projektu z całą dyskografią, przy jednoczesnych zmianach organizacyjnych – rozstaniu się...