Przejdź do głównej zawartości

Posty

Ballady do końca oczywiste

Wygląda na to, że członkowie brytyjskiej formacji Blur – Damon Albarn i Graham Coxon w końcu zażegnali wieloletni konflikt, oferując pozostałym muzykom niezbędną przestrzeń twórczą. Ostatni album zespołu The Magic Whip [2015], był zaskakująco solidny, a jego eklektyczne brzmienie pozostawiło wiele otwartych drzwi, jeśli chodzi o to, czego moglibyśmy oczekiwać od Blur. Tak więc spontanicznie wznowiona praca zespołu była pozbawiona jakiejkolwiek presji, wydawała się również dobrym sposobem na utrzymanie ożywionych relacji. W rezultacie kierunek, w jakim zaczął zmierzać The Ballad of Darren [2023], prawdopodobnie był dla zespołu takim samym zaskoczeniem, jak po premierze dla nas. W zasadzie nowy album mógł przybrać dowolną formę stylistyczno-brzmieniową, chociażby ze względu na nowo odkrytą chęć nagrania nowego materiału. Przeważył upływ czasu, średni wiek muzyków i wieloletni bagaż doświadczeń, który praktycznie wszystkie dziesięć nagrań przysposobił w refleksyjną, bardziej dojrzałą t...

Trochę więcej niż nostalgia

Pisanie dobrych piosenek ma coś z malarstwa. Jest wyuczoną formą sztuki, w której trzeba mieć talent, cierpliwość, inwencję, opanować podstawy i technikę. Na papierze wszystko wydaje się proste. Z czasem szkice, kontury, barwy i światło powoli nabierają realnych kształtów, by ostatecznie stać się trójwymiarowym odbiciem naszych wyobrażeń. Metoda pracy pochodzącego z Salt Lake City piosenkarza i autora tekstów, Sama Burtona jest bardzo podobna. Przewiewne utwory artysty stopniowo nabierały formy podczas samotnych wędrówek wiejskimi szlakami północnej Kalifornii. Melodie podpowiadała sielankowa cisza i odgłosy przyrody, podczas gdy refleksyjne teksty tworzyły własną tożsamość podążającą za wyobraźnią przywołującą las, rzekę i nieskończone przestrzenie okalające chatę twórcy próbującego pożegnać młodzieńczą wersją siebie samego.    Dziesięć piosenek Dear Departed [2023] musiało dojrzeć i odkryć własny potencjał, zanim ostatecznie trafiło do rąk producenta Jonathana Wilsona zna...

Wiatrowskaz Jasona

Nie nazywaj tego powrotem. Jason Isbell jest królem Ameryki, odkąd dziesięć lat temu wydał album Southeastern [2013], na nowo definiujący gatunek Americana. Ale problem z utrzymaniem statusu mistrza polega na tym, że wielu artystów resztę swojej kariery spędza na pogoni za utrzymaniem osiągniętych wyżyn, a przecież nic nigdy nie będzie wystarczająco dobre, jeśli mierzy się z doskonałością. Rzecz jasna, po drodze zdarzają się wpadki: nieudane próby zmiany kierunku czy nie do końca przemyślane brzmieniowe transformacje, ale dzięki nowej płycie Jason Isbell and the 400 Unit – Weathervanes [2023], utalentowany muzyk ponownie spełnienia wyśrubowane oczekiwania zbliżające jego twórczość do perfekcji.   W piosenkach Jasona Isbella zawsze dominował silny nurt ciemności. Autorski motyw tekstów poruszających się po mrocznych krawędziach egzystencji jest tym, co zapewniło wysokie notowania Southeastern . W ciągu dekady niewiele się zmieniło. Gitarzysta wciąż płonie żywym ogniem, wydaj...

Dla optymistów jest jeszcze nadzieja

Muzyka soulowa zdaje się być epicentrum wszystkiego. Jazz, blues, rock, pop, folk, z całą pewnością nie byłby sobą, gdyby pozbawić wymienione gatunki soulowego spoiwa. Funk czy hip-hop też potrzebował tego wyjątkowego brzmienia, aby stać się bijącym sercem współczesnej popkultury. Czy znajdzie się śmiałek, który podważy unikalną zawartość katalogu wytwórni Motown ? Jest powód, dla którego wszyscy: od The Beatles, Roots po Beyonce, od Davida Bowiego do Kanye Westa nagrali utwory z muzyką nawiązującą do soulowych korzeni. Nie ma więc cienia przesady w stwierdzeniu, że soul znajduje się w centrum muzycznego wszechświata. Jest świętym Gralem, szczytem góry i chwilą absolutnej doskonałości.  Kiedy dowiadujesz się, że nowy album ANOHNI and the Johnsons – My Back Was a Bridge For You to Cross [2023] jest albumem soulowym, trudno nie mieć nadziei. Gdy później zobaczysz okładkę – archiwalny portret Marshy P. Johnson, aktywistki LGBT zestawiony z tytułem płyty, łatwo się domyślisz, w jaki...

Pełzająca neutronowa otchłań

Cała zabawa z Yawning Abyss [2023] polega na tym, że album skrada się do słuchacza zupełnie niepostrzeżenie. Jego poprzednik Mr Dynamite [2018] wykazywał oznaki nie do końca spełnionej obietnicy. Pięć lat później supergrupa Creep Show składająca się z Johna Granta, Stephena Mallindera z Cabaret Voltaire oraz Phila Wintera i Bena "Benge" Edwardsa z Wrangler, ukradkiem usiłuje przełamać barierę naszej wrażliwości, a kiedy osiągnie swój cel, muzyka zespołu zaczyna działać. Im więcej przesłuchań, tym bardziej przylegamy do zimnej atmosfery projektu, dostrzegając w nim detale, ukryty potencjał oraz rozproszone cząstki ludzkich emocji. Zamiłowanie grupy do kanciastego brzmienia syntezatorów Roland i Moog, a także robotyczna manipulacja głosami Johna Granta i Stephena Mallindera, przekierowuje nas w stronę eksperymentalnego electropopu przypominającego wczesne nagrania Kraftwerk, ale kieruje też szereg uzasadnionych pytań o wykorzystanie sztucznej inteligencji w aranżacji niektó...

Energia punkowych petard

W 1993 roku chwilę po wydaniu debiutanckiej EPki amerykańska formacja Rancid stała się ważną częścią sceny rockowej Berkeley w Kalifornii, związanej z klubem 924 Gilman Street oraz lokalną wytwórnią Lookout Records , mającą już w ofercie platynowy album Green Day. W 1994 roku, kiedy w USA undergroundowy punk rozbił szklany sufit oddzielający narastające zjawisko od głównego nurtu, Rancid handlował szczerą, a zarazem najbardziej ulotną walutą: autentyczną ekscytacją. Kluczowe płyty zespołu Let's Go [1994] i  And Out Come The Wolves [1995], przemówiły do szerokiej publiczności prostymi tekstami i ekspresyjnym brzmieniem. Na dłuższą metę, nie powinno to trwać dłużej niż kilka sezonów, ale stało się zupełnie inaczej. Potwierdzeniem niesłabnącej witalności Rancid jest fakt, że wciąż istnieją. Dziesiąty album Rancid – Tomorrow Never Comes [2023], nie traci nic z programowej zadziorności. Pod opieką etatowego producenta większości płyt Rancid – Bretta Gurewitza, nagrania kwartetu zac...

Trochę dalej od krawędzi

Londyński Speakers Corner Quartet to ruchoma multikulturowa formacja, trzymająca się z dala od tłumów i nadmiernego rozgłosu. Od momentu powstania w 2006 roku, członkowie kolektywu: Biscuit, Kwake Bass, Raven Bush i Peter Bennie stworzyli trzon tego, co wydaje się najbliższe społeczności początkujących muzyków – inkubator twórczych poszukiwań i długoterminowych relacji. Członkowie grupy przychodzili i odchodzili, a obecny skład zespołu poszerzony o muzycznych nadwrażliwców: Sampha, Kae Tempest, Dean Blunt, MF DOOM i Lianne La Havas istnieje od 2011 roku. Debiutancki album Speakers Corner Quartet – Further Out Than The Edge [2023] powstał na mocno rozciągniętej osi czasu, w warunkach odwracających uwagę od procesu twórczego, co nie przeszkodziło członkom grupy pracującym na rzecz wspólnego dzieła zachować umysł roju. W trzynastu krokach Speakers Corner Quartet podchodzi do każdego utworu z innej perspektywy. Tutaj nic nie brzmi tak samo. Uwalniające elementy jazzu, elektroniki, soulu...

ÁTTA

Scena muzyczna Islandii jest niewielka, ale kreatywna i demokratyczna. W ciągu dnia muzycy mogą ćwiczyć z orkiestrą symfoniczną, a wieczorem grać w zespole metalowym. To nie przypadek, że nasz ukochany islandzki zespół rocka eksperymentalnego Sigur Rós , wyruszył właśnie w trasę koncertową z udziałem dużej orkiestry. Islandzcy symfonicy wspierają ÁTTA [2023], pierwszy album zespołu nagrany po dziesięcioletniej przerwie. Odważny Kveikur [2013], okazał się być przystankiem końcowym Sigur Rós. Zespół dosłownie i w przenośni dał z siebie wszystko, a potem każdy z muzyków poszedł w swoją stronę. Gdy grupę opuścił multiinstrumentalista Kjartan Sveinsson, na perkusistę Orri Páll Dýrasona spadło oskarżenie o napaść na tle seksualnym, co wykluczyło muzyka z grupy. Wokalista i gitarzysta Jón Ϸór Birgisson przeniósł się w tym czasie do Los Angeles, gdzie rozwijał solową karierę pod pseudonimem Jónsi. Skomplikowana historia uchylania się od płacenia podatków również nie poprawiła sytuacji Islandc...

Więc jesteśmy

W warstwie lirycznej jednego z wczesnych utworów Foo Fighters – Times Like These , Dave Grohl przemycił sugestię niepewnej przyszłości zespołu. U podstaw tej myśli leżało przesłanie akceptacji, że losowa przemienność zdarzeń jest rodzajem dobrodziejstwa, w którym pasmo niepowodzeń może nadać sens naszemu życiu. Na nowej płycie Foo Fighters – But Here We Are [2023] – pierwszym po śmierci perkusisty Taylora Hawkinsa, lider zespołu aktywnie zmaga się z tak zdefiniowaną refleksją. Podczas gdy członkowie grupy publicznie opłakiwali nagłą śmierć swojego najlepszego druha, Grohl po cichu opłakiwał śmierć swojej matki. Tak więc  But Here We Are przybywa z serdecznym oddaniem najbliższym osobom, których już nie ma. Przez cały album Grohl rozmyśla nad słowami pocieszenia, które zwyczajowo sobie wmawiamy: burza minie, wszystko, co kochamy, nie trwa wiecznie, może nauczymy się żyć i kochać na nowo w obliczu trawiącego bólu, a może nie ma to żadnego znaczenia? Grohl zwraca się więc w stronę k...

Protomęczennik

Na tym etapie kariery amerykańska formacja Protomartyr miała możliwość pójścia w ślady The National, traktując nowo odkrytą melodyjność jak błogosławieństwo, przekształcając się w smutnych drani uwielbianych przez publiczność na całym świecie. Zdecydowali się jednak tego nie robić. Od czasu debiutanckiej płyty No Passion All Technique [2012] zespół kroczył własną drogą, stopniowo wygładzając znaczną część firmowej szorstkości, dodając godną pozazdroszczenia ilość dobrze kontrolowanej finezji. Na progu kariery połączyli punk i garażowy rock. Później, w warstwie lirycznej pojawiły się elementy emo, ale wszystkie zmienne muzycy traktowali jak rekwizyty – rodzaj chwilowej ucieczki od wcześniej wypracowanej stylistyki. Jeśli twórczość Protomartyr jest dla części moich czytelników wielkim znakiem zapytania, to trzeba dodać, że zespół pochodzący z Detroit składa się z wokalisty Joe Caseya, gitarzysty Grega Ahee, basisty Scotta Davidsona i perkusisty Alexa Leonarda. Wszyscy razem stali się s...

Na progu wakacji

W ostatniej dekadzie brooklińska formacja Beach Fossils przeszła zauważalną metamorfozę od indie-rockowej estetyki do popowego brzmienia ich przedostatniego wydawnictwa, po drodze zahaczając o postpunkowe harce i dream-popowe zajawki. Ostatni album zespołu The Other Side of Life [2021], przekształcił osiem wcześniej wydanych piosenek w delikatne ballady zakochane w jazzowej atmosferze nocnego klubu. W ciągu sześciu lat od Somersault [2016] zespół przyjął bardziej przytulny tryb kreatywnego próżniactwa, rozpuszczając swoje wady w blasku słońca i butelce czerwonego wina. Najnowszy album Beach Fossils – Bunny [2023], nie jest tak energiczny, jak sąsiadujący z punkiem gitarowy pop, który nowojorczyków wykreował; zamiast tego zanurza się w poświacie nieuchwytnej nostalgii, jakby był przedmiotem wspomnień wyczekujących kolejnego, beztroskiego lata. Szczerze mówiąc, nie jest to zaskakujące. Bunny z całą pewnością jest sprawnie zaktualizowanym, zalanym słońcem projektem Beach Fossils...

Z gorącego wnętrza Sahary

Premiera dziewiątej płyty tuareskich mistrzów pustynnego bluesa jest odpowiednim momentem dla Tinariwen , aby przypomnieć o swojej niemal czterdziestoletniej obecności na mapie kulturowej Afryki i całego świata. Amatssou [2023] po raz kolejny sprawia, że natychmiast zapominamy o barierach językowych i lokalizacji. Muzyka malijskiego zespołu zrodzona z buntu i zamiłowania do wolności działa jak narkotyk. Swoim autentyzmem pokonuje wszelkie bariery. Tinariwen wytrwale pokazuje miejsca, których moglibyśmy nigdy nie odkryć, ale ze względu na polityczny rezonans, wymaga od słuchaczy głębszego zainteresowania tematem. Wymienna natura kolektywu oznacza, że grupa działa jako stale ewoluujący tygiel wpływów czerpiących głównie z kultury tuareskiej i afrykańskiej, wzmocnionej elementami zachodniej muzyki rockowej docierającej do najdalszych zakątków Sahary. Na Amatssou dystans między Ameryką a Afryką zauważalnie się zmniejszył. Nie chodzi tylko o instrumentarium czy elektryczne brzmienie. Wkła...

Senne marzenia w trzech odsłonach

Łącząc muzykę ambient, impresjonizm, poetyckie teksy, nagrania terenowe i jazzowe struktury, Dog Dreams 개꿈 [2023] oferuje dźwiękową refleksję nad uczuciem miłości i niepokoju splecionych w afektywnym dialekcie sennego marzenia. Nazwa projektu czerpie z wieloznacznego koreańskiego terminu 개꿈 (gaekkum), obejmującego zarówno idealistyczne fantazje, nierealne utopie, jak również koszmary i strachy. Drugi album Lucy Liyou – filadelfijskiej twórczyni muzyki elektronicznej koreańskiego pochodzenia zadaje poważne pytania o to, czym jest sen, co sugeruje i co ośmiela się ujawnić, gdy nasz umysł i ciało udają się na spoczynek. Album zawiera elementy osobiste i wspólnotowe. Materiał oparty na rzeczywistych marzeniach sennych Lucy Liyou, powstał we współpracy z nowojorskim muzykiem Nickiem Zanca. W trakcie procesu nagrywania improwizujący artyści pozwolili rozprzestrzeniać się filigranowym warstwom brzmieniowym tworzącym fundament dla trzech kompozycji. Siatka dźwięków jest napięta, a zarazem su...

Wbudowana usterka

Mieszkający w Atenach Will Westerman – piosenkarz, muzyk i autor tekstów, nie może uciec od natłoku dokuczliwych myśli. Zastanawia się jak zbudować sensowne życie, w narastającym szaleństwie współczesnego świata. An In Built Fault [2023] to pewnie wykonana ewolucja brzmienia Westermana, bardziej odważna muzycznie niż jego debiut – ekspresyjna, a zarazem lirycznie wrażliwa; snująca zawiłe narracje o samotności, izolacji i nieudanych związkach. Atrakcyjność An In Built Fault tkwi w niekonwencjonalnych strukturach melodycznych, nieustannie obracających się wokół bogactwa początkowo niedostrzegalnych wariacji harmonicznych. Ponieważ fragmentaryczne śledzenie płyty raczej nie przyniesie satysfakcji, trzeba do jej zawartości podejść z większym zaangażowaniem. Poszczególne utwory są wciągającym ćwiczeniem z warstwowego odkrywania i spóźnionego zachwytu –  przypominają małe pochodnie rozświetlające zagmatwane drogi życiowych wyborów. Westermana cechuje delikatny, przemyślany styl pisa...

Ten Frankenstein wcale nie jest taki straszny

The National w najlepszym wydaniu, zawsze snuje poruszające opowieści o przygnębieniu i nieudanych kontaktach międzyludzkich. Piosenki amerykanów często kipią od frustracji wynikających z nieporozumień czy niemożności zaspokojenia czyichś potrzeb. Rzecz jasna Matt Berninger , frontman zespołu wciąż pozostaje zgaszonym romantykiem, który nie wie, co zrobić ze szczęściem, ale dziewiąty album The National – First Two Pages of Frankenstein [2023] nieco łagodzi jego melancholijną narrację, oferując bardziej oczyszczający przekaz, który wprawdzie nie otwiera nowych możliwości, ale jest wiarygodnym przykładem szczerych intencji i tego, co nowojorski kwintet potrafi robić najlepiej. Kluczowe utwory z poprzedniej płyty były sprytnym posunięciem wykorzystującym wachlarz kobiecych głosów do przykrycia dominującego barytonu Berningera. Na First Two Pages of Frankenstein muzycy The National powrócili na z góry wyznaczone miejsca, ponownie wypychając rozterki frontmana na pierwszy plan. Na płyci...

Wielka majówka

Muzyka Rose City Band przywołuje otwarte przestrzenie amerykańskiego zachodu i wszystkich śmiałków kochających wolność, dla których rozległe pustkowia Kalifornii są naturalnym domem. Za nazwą zespołu ukrywa się Ripley Johnson – znakomity gitarzysta i autor piosenek, znany z wcześniejszych psychodelicznych wypraw formacji Wooden Shjips i Moon Duo. Ostatni album Earth Trip [2021], narodził się w czasie covidowego zamknięcia. Był introwertyczną odpowiedzią na przymus pozostania w domu. Celebrował samotność i wszystkie małe rzeczy, które nagle stały się ważne. Najnowszy projekt Rose City Band – Garden Party [2023] zdaje się przyćmiewać całą dyskografię Ripleya Johnsona; to święto powrotu do wspólnoty, radości z wiosny i wszystkiego, co ze sobą niesie: towarzyskich spotkań, szalonych wypraw, zauważenia piękna natury, kwitnących sadów czy cudu wschodzących warzyw wysianych w przydomowym ogródku. Garden Party nagrany w Portland i zmiksowany przez Johna McEntire, z udziałem kolegów z Moon ...

Odkrywam, gdzie jestem

Koncentrowałem się na tym, kim jestem w mojej muzyce, ale teraz odkrywam, gdzie jestem i jak się tu dostałem? To filozoficzno-podróżnicze pytanie, które leży u podstaw piątego wydawnictwa Alfa Mist – Variables [2023]. Album jest ekspansywny i uduchowiony. Jak zawsze zdradza zamiłowanie brytyjskiego klawiszowca do szukania własnej niszy wykraczającej poza gatunki; gdzie łagodne linie melodyczne przenikają elementy jazzowej improwizacji, R&B i hip-hopu, bezbłędnie trafiając w słodkie miejsca pomiędzy tym, co przystępne, a tym, co eksperymentalne. Foreword utwór otwierający płytę, natychmiast rozpakowuje jedną z głównych linii stylistycznych Variables : ekspresyjny, pełen ruchu instrumentalny jazz, który sporadycznie przewija się przez cały album, po czym znajduje ujście w kompozycji finałowej BC . Obydwa nagrania są czymś w rodzaju szkieletu utrzymującego wewnętrzną struktury projektu zachowującego nieco spokojniejszą, ale równie angażującą tonację. Senna, hip-hopowa poświata utwor...

Przy ul. Skórzanej

Pink Siifu  – muzyczny nomad, innowator i raper, żyje w rytm interakcji towarzyskich, napędzanych powiązaniami stylistycznymi podobnie myślących twórców. Urodzony w Alabamie uzdolniony muzyk, w początkowym okresie kariery przedzierał się przez chropowate, postindustrialne kolaże dźwiękowe oraz mglisty rap indica, za każdym razem trafiając na przysłowiową żyłę złota. Po sześciu latach od wydania głośnej płyty BRWN [2016], Siifu w duecie z długoletnim współpracownikiem Ahwlee , wraca z projektem pod wspólną nazwą B. Cool Aid – Leather Blvd. [2023]. Nowy album rozwija własne spojrzenie B. Cool Aid na brzmienie czarnej muzyki. Produkcja Ahwlee emanuje charakterem; bez wysiłku tworzy wielowarstwowy świat dźwięków zatopionych w aluzyjnych tekstach i spowolnionej aurze zamglonych bitów. Miękką, skórzastą atmosferę nagrań pomaga budować kwintet jazzowy Butcher Brown oraz wymienna plejada zaproszonych gości. Sample, sugestywnie uchwycone smyczki i lekko podkręcone elementy funkowej opra...